Menu
A+ A A-

Szóstka z historii – 600 lat od Horodła Wyróżniony

Szóstka z historii – 600 lat od Horodła Fot. trybunal.gov.pl

600 lat minęło od zawarcia Unii polsko-litewskiej w Horodle. Jest to dobry powód, aby ponarzekać na pewien rodzaj otumanienia historycznego.

Można być pewnym, że dla wielu Polaków unia horodelska jest równie znana, jak topografia Ułan Bator - napisał na portalu salon24.pl Bogusław Mazur. Inni co najwyżej kojarzą ją mgliście z jakimś odległym wydarzeniem, o którym musieli wkuwać w szkole. Bo przeciętny poziom wiedzy o historii jest coraz niższy.

Znamiennym i chyba reprezentatywnym przykładem jest tu Dariusz Joński, rzecznik SLD, który twierdził, że stan wojenny w Polsce wprowadzono w 1989 r., a Powstanie Warszawskie wybuchło w roku 1988. Z kolei w sondzie przeprowadzonej przez jedną z radiowych rozgłośni pewien młody człowiek, po chwili wahania, rozszyfrował skrót „PZPR” jako „Polski Związek Piłki Ręcznej”. No to co tu pytać o wydarzenia w Horodle?

A przecież ustanowiona 2 października unia horodelska zmieniła cały bieg historii Europy Środkowo-Wschodniej. Była zjawiskiem niezwykłym, które w jakiejś formie powtórzyło się dopiero po II wojnie światowej, kiedy to państwa Europy Zachodniej zaczęły się dobrowolnie jednoczyć

Horodło to narodziny I Rzeczypospolitej, która przetrwała 378 lat, licząc do uchwalenia Konstytucji III Maja. To była międzynarodowa umowa, w której dwa państwa postanowiły dobrowolnie się połączyć. Polscy panowie i litewscy bojarzy mieli odtąd wspólnie decydować o wyborze króla Rzeczypospolitej, mieli wspólnie obradować na sejmach, 47 rodów litewskich otrzymało polskie herby szlacheckie a katoliccy bojarzy takie przywileje, jakimi cieszyła się szlachta polska. Oczywiście to tylko część postanowień traktatu unijnego.

Trzeba zrozumieć w jakich czasach zawarto unię horodelską. Dobrowolne łączenie się dwóch państw i postanowienia o demokracji szlacheckiej miały miejsce w trzy lata po bitwie pod Grunwaldem i na długo przed odkryciem Ameryki. To był świat rycerstwa, zamków, krwawych podbojów, twardych rządów europejskich władców i religijnych rzezi. Na tym tle unia horodelska była wydarzeniem jakby z innej planety. Takim, którym możemy się chwalić jako wyjątkowym sukcesem.

Ale jak się tu chwalić, gdy się o tym nie wie? Wiedzą i pamiętają historycy, potomkowie starych rodów, przy okazji też politycy. Przykładem są rocznicowe uroczystości w Zamościu, nad którymi honorowy patronat objął prezydent Bronisław Komorowski. W komitecie honorowym zasiedli m.in. przedstawiciele sejmu polskiego i litewskiego, a także rządu polskiego oraz znamienici naukowcy z Polski i Litwy. W międzynarodowej konferencji prelekcje wygłoszą uczeni z Polski, Litwy, Ukrainy, Białorusi, Rosji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Będzie też wystawa poświęcona unii horodelskiej. To nie tylko odpowiednia oprawa dla rocznicy. To również przypomnienie tradycji, o których pewni politycy z sąsiednich krajów woleliby zapomnieć.

Ale zostawmy polityków, wróćmy do własnej pamięci i Dariusza Jońskiego. Nie po to, aby z niego szydzić, bo to łatwizna. Raczej po to, aby się zastanowić, dlaczego Polacy, szczególnie nowe pokolenie, mają takie problemy z historią. I dlaczego traktują historię jako zbiór dat, czego dowodzi idiotyczne odpytywanie polityków czy innych celebrytów z ich znajomości.

Odpowiedź jest, niestety, dość oczywista - chodzi o archaiczny sposób uczenia w szkołach. Uczymy tak, jak uczono w XIX wieku, każąc wkuwać encyklopedyczną wiedzę, zamiast uczyć rozumienia tego co naprawdę działo się w przeszłości. Szkolna historia jest plątaniną cyfr, nazwisk, miejsc i papierowych postaci. Nie ma w niej żywych ludzi, emocji, sposobu rozumowania, kalkulowania, codziennego trudu, głębi. Dzieciakom w czwartej klasie podstawówki każe się uczyć na pamięć nazwy bogów greckich i rzymskich. Po co, skoro i tak szybko zapomną? Unia horodelska to też tylko podrozdział w książce, który trzeba wykuć na klasówkę.

Historię powinno się uczyć poprzez zanurzenie się w niej samej, a nie w przeładowanych podręcznikach. Na lekcji poświęconej unii horodelskiej można, (a raczej można by) uczniom kazać odgrywać role – jednym bojarów prawosławnych, innym katolickich, pozostałym polskich możnowładców. I bardzo proszę, zobaczcie, w jakiej sytuacji jesteście, zorientujcie się, jakie macie interesy. I próbujcie się dogadać.

To oczywiście tylko luźno rzucony zarys takich technik uczenia. Jednak historyczne inscenizacje czy gry są dużo lepszą metodą zrozumienia i zapamiętania nie tylko dat i nazwisk, ale przede wszystkim procesów historycznych. Którym przecież też podlegamy i podlegać będziemy.

Na razie przypominają się słowa Georga Christopha Lichtenberga, niemieckiego satyryka, aforysty i krytyka sztuki epoki oświecenia: „Był okres w starożytnym Rzymie, w którym lepiej wychowywano ryby niż dzieci. My wychowujemy lepiej konie”.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas