Menu
A+ A A-

Ile prawa w prawie? Wyróżniony

Ile prawa w prawie?

Przeprowadziłem ostatnio mały eksperyment. Wpisałem w wyszukiwarce internetowej hasło „jakość prawa w Polsce". Pierwsze wyniki, które wyskoczyły, są bardzo znamienne. „Jakość prawa w Polsce stale się pogarsza...", „W Polsce bardzo niska jakość stanowienia urzprawa...", „Wszyscy zgodnie podkreślają, że jakość stanowionego prawa w Polsce jest fatalna...".

Słowem, ulubiona przez Polaków sytuacja – wszyscy, od (nomen omen) prawa do lewa zgadzają się, że jest źle, ba, tragicznie, ale nie idą za tym żadne konkretne działania. W tej sytuacji nie dziwi, że źle oceniane prawo próbują korygować sądy i urzędnicy. Pytanie tylko, czy efekt nie będzie gorszy, niż stan obecny.

W zeszłym tygodniu gliwicki sąd wydał precedensowe orzeczenie. Zakazał bowiem górnikom kontynuowania strajku i podejmowania wszelkich działań szkodzących finansowo Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Mieliśmy już do czynienia z wyrokowaniem o legalności bądź nielegalności strajków, lecz zawsze były to orzeczenia ex post.
Trudno nie podzielić logiki sądowego wywodu: spółka ma prawo bronić się przed wyrządzaniem jej określonych strat. A strajk, takie właśnie - policzalne straty powoduje. I konstytucyjne prawo do akcji protestacyjnych nie może powodować negatywnych skutków dla innych, także osób prawnych. Trudno się również nie zgodzić z opiniami, że sąd, intepretując obowiązujące przepisy, otworzył furtkę do diametralnie innego spojrzenia na prawo od powszechnie przyjętego.
Każdy kij ma jednak dwa końce. Sądowe interpretacje przepisów budzą bowiem również poważne zastrzeżenia, zwłaszcza w tak delikatnym obszarze, jakim jest wolność słowa. Eksperci alarmują, że nasz wymiar sprawiedliwości coraz chętniej sięga po narzędzie, jakim jest zabezpieczenie powództwa, stosując je bardzo szeroko i w sposób niejednokrotnie kontrowersyjny. Tak bowiem oceniane są zakazy rozpowszechniania książek i filmów – nie wskutek wyroku, stwierdzającego, iż dana publikacja zawiera materiały łamiące prawo, lecz wskutek żądania powoda w procesie cywilnym. Uzasadnienie jest zawsze tak samo niejasne: duże prawdopodobieństwo, że powód może ponieść określone szkody. A jako że ilość nie przechodzi w tym przypadku w jakość, zatem wątpliwości co do naruszania zasady wolności słowa muszą być traktowane poważnie. Szczególnie, że jeśli po wieloletnim procesie okaże się, że pozew nie był zasadny, to wydawcy lub autorowi zakazanej publikacji pozostaje równie długotrwały proces o naprawienie szkód.
To, że twórczą interpretację przepisów prowadzą organy skarbowe, wie dobrze wielu przedsiębiorców. Co gorsza, fiskus chyba zapatrzył się w anglosaski system precedensów, bo niejednokrotnie izby i urzędy skarbowe z sąsiednich województw wydają skrajnie różne opinie. Ryzyko ponosi zaś sam podatnik. Ministerstwo Finansów obiecuje nową Ordynację podatkową, o której pisałem kilka tygodni temu. Ma ona wzmocnić pozycję podatnika. Dowiemy się z praktyki, czy owo wzmocnienie nie pozostanie przypadkiem tylko na papierze, chociaż w dobrą wolę ministra Szczurka nie ma powodu wątpić.
Ale przykłady zbyt daleko idącej – przynajmniej na zdrowy rozsądek nie-prawnika – interpretacji prawa dają również samorządowcy. Media rozpisywały się ostatnio o perypetiach znanego warszawskiego restauratora Artura Jarczyńskiego. Otóż Urząd Dzielnicy Warszawa-Śródmieście cofnął panu Arturowi zezwolenie na sprzedaż alkoholu w kilku bardzo popularnych lokalach. Czy pan Jarczyński serwował pędzony na zapleczu bimber, rozcieńczał koniak herbatą bądź też podawał piwo gimnazjalistom? Nic z tych rzeczy. Po prostu miał pecha kupić cydr od producenta, któremu kontrolerzy zakwestionowali zawartość alkoholu. Mówiąc krótko, zdaniem urzędników cydr był ponoć o jedną dziesiątą procenta za słaby, by producent miał prawo go sprzedawać. A i te ustalenia, jak wynika z doniesień, nie są pewne i bardzo możliwe, że kontrolerzy się pomylili, bo nawet feralnego cydru nie badali.
Pewnie Państwo zadają sobie to samo pytanie, co ja: dlaczego restaurator ma ponosić konsekwencje działań producenta? I dlaczego osoby, które chętnie przychodzą na kufelek piwa lub kieliszek wina do Szwejka i Kompanii Piwnej, mają ponosić konsekwencje całego zamieszania? Fakt faktem, że jak dotąd jedynie urząd z warszawskiego Śródmieścia zinterpretował prawo w ten sposób, że odebranie zezwolenia musi nastąpić. Nawet, gdyby chcieli, urzędnicy nie mają pola manewru. Koniec, kropka. Sprawa trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i Artur Jarczyński zapowiada walkę do upadłego. A do pytań, które postawiłem powyżej, należy dodać jeszcze jedno: czy gdyby sprawa trafiła aż do sądu administracyjnego, a ten uchylił decyzję, urząd jest przygotowany na wypłatę odszkodowania? Bo może ono być niemałe.
Jak mawia przysłowie - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Bowiem w wielu z przypadków wydawania kontrowersyjnych decyzji i wyroków nie chodzi o działanie ze złej woli bądź złośliwe szkodzenie. Na odwrót, ich autorzy za daleko zapędzają się w chęci zrozumienia, co autor (przepisów) miał na myśli. Gdyby nasi prawodawcy skupili się nie na rosnącej z roku na rok liczbie przepisów, lecz na ich jakości, takie błądzenie po manowcach prawa nie byłoby konieczne.

Więcej w tej kategorii: « Pomoc na wagę franka Sprawa Wilka »
Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas