Menu
A+ A A-

Stacje trzeźwości – z droższą benzyną Wyróżniony

Stacje trzeźwości – z droższą benzyną

W myśl przysłowia: „kto się czubi, ten się lubi”. Polityków naszych dwóch największych partii trudno posądzać o sympatię, a nawet z tolerowaniem bywa bardzo różnie. Okazuje się jednak, że we wspieraniu kontrowersyjnych projektów potrafią działać zgodnie ramię w ramię.

Widzieliśmy już licytację na „dociśnięcie śruby” firmom pożyczkowym, teraz zaś PO i PiS biorą się za kolejnego wroga. Coraz wyraźniejszych kształtów nabiera mianowicie projekt zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Nie rozwiąże on zapewne żadnego ze społecznych problemów związanych z alkoholem, ale opróżni zapewne kieszenie Polaków – także abstynentów.

Okazuje się, proszę Państwa, że w całej Norwegii działa mniej sklepów z alkoholem, niż w samej Bydgoszczy – doniosła Gazeta.pl. Nie dziwi to nikogo, kto zna restrykcyjne podejście Skandynawów do sprzedaży i wyszynku trunków i kto obserwuje, w jakim tempie mnożą się w każdym większym polskim mieście obskurne blaszaki, w których przez całą dobę można kupić coś mocniejszego. Takie sklepiki są wątpliwą atrakcją dla okolicznych mieszkańców, którzy muszą znosić brud, smród i awantury.

Przy dzisiejszych uwarunkowaniach prawnych i politycznych niezwykle trudno byłoby przegłosować w parlamencie przepisy, ograniczające liczbę takich punktów. Samorządy muszą mieć źródło czerpania dochodów, a i konstytucjonaliści mogliby się przyczepić... Jednak wybory idą, „Gazeta Wyborcza" z jednej strony, zaś biskupi z drugiej nawołują do walki z pijaństwem – coś trzeba zrobić. Wymyślono więc zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych.

Nie znam stacji benzynowej, na której w późnych godzinach wieczornych kłębiłby się agresywny tłum, grupy pijanych osobników zaczepiały przechodniów, a przy dystrybutorach opróżniano butelki. Widać orędownicy specustawy mają większą wiedzę, bo tylko w ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego postanawiają wdrażać prohibicję właśnie tam. Przedstawiciele branży paliwowej argumentują, że postulowany zakaz bez wątpienia przełoży się na wyższe ceny paliwa. Pomysłodawcy nowych przepisów bynajmniej tego nie negują, ale dodają, że o wiele większe są koszty wypadków, spowodowanych przez pijanych kierowców.

Do tej pory Polacy sądzili, jak widać błędnie, że pijany kierowca siada za kółko po zakrapianych imieninach lub po wyjściu z knajpy. Okazuje się, iż zajeżdża po butelkę na stację benzynową, po czym opróżnia ją praktycznie natychmiast... Dla mnie osobiście większym absurdem od dziwacznej logiki antyalkoholowego PO-PiSu jest lekkość, z jaką politycy przechodzą do porządku dziennego nad wyższymi cenami paliw. To, że Kowalski zapłaci więcej za benzynę, to jedno – lecz przecież nawet dziecko wie, że każde wahania cen paliw przekładają się na ceny innych usług i produktów. Posłom być może zrekompensują to wyższe diety i pensje, ale nie każdy będzie miał taką szansę.

Trzydzieści lat temu wojnę z alkoholizmem prowadził ówczesny premier, generał Jaruzelski. Ani otwieranie „monopolowych" o trzynastej, ani serwowanie w restauracjach wódki tylko z zakąską nie przyniosło spodziewanych efektów. Może więc, w ramach walki z pijanymi za kółkiem, czas wprowadzić benzynę na kartki?

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas