Menu
A+ A A-

Rynek mieszkaniowy czeka na decyzje polityków Wyróżniony

Rynek mieszkaniowy czeka na decyzje polityków

Jak wiadomo, przeregulowanie gospodarki prowadzi do zablokowania przedsiębiorczości. Ale są obszary, w których odgórne wprowadzenie norm cywilizuje rynek i może przełożyć się na korzyści nie tylko dla klientów, ale też dla branży. Oczywiście kluczem do sukcesu jest stosowanie zasady złotego środka, czyli umiaru.

Im mniej państwa w gospodarce, tym lepiej – pół wieku regulowania cen i produkcji przez władzę twierdzącą, że ma monopol na rację i demokrację, dostatecznie dowiodła słuszności tej zasady. Jak wieść niosła, Władysław Gomułka, I sekretarz KC PZPR, osobiście po nocach układał tabelki z płacami pracowników Państwowych Gospodarstw Rolnych. W rezultacie na czarnym rynku można było handlować bonami na mięso, cukier czy benzynę.

Czasem jednak państwa muszą ingerować tam, gdzie następuje bardzo duża asymetria stosunków między uczestnikami gry rynkowej. Przykładowo: przepisy dotyczące usług finansowych dbają o zabezpieczenie interesów klienta w relacjach z bankami i ubezpieczycielami. Duże instytucje finansowe zatrudniają tysiące profesjonalistów, którzy dbają o realizację ich interesów i pojedynczy klient nie miałby szans w starciu z nimi.

Przykładem regulacji, które poprawiły bezpieczeństwo konsumentów było wprowadzenie rachunków powierniczych (tzw. Escrow) na rynku deweloperskim. Pozwoliło to ukrócić dramatyczne historie, gdy klient zaciągał kredyt na kupno mieszkania, wpłacał pieniądze deweloperowi na realizację inwestycji, a firma bankrutowała. Wpłacone środki komornik zabierał na rzecz wierzycieli – firmy wykonawczych, dostawców, pracowników, ZUS, czy urzędu skarbowego, a klienci zostawali bez mieszkania, ale z kredytem na kilkadziesiąt lat. Rachunki powiernicze, na których przechowywane są środki klientów zdecydowanie zmniejszyły ryzyko.

Na rynku deweloperskim jest jeszcze jeden obszar, w którym politycy powinni – również w trosce o swoje notowania na politycznej giełdzie - pomyśleć o wzmocnieniu pozycji klientów. To kwestia odpowiedzialności za jakość budynków. W ostatnich latach wiele inwestycji wybudowano szybko i niestarannie. W efekcie deweloper zainkasował swój zysk, nie chce lub nie może (bo firma już nie istnieje) ponieść odpowiedzialności za wychodzące kilka lat od momentu sprzedaży wady budynku, a klienci muszą mieszkać w lokalu z wadami (pękające ściany, cieknące rury, problemy w częściach wspólnych), za który w wielu przypadkach muszą płacić raty kredytu hipotecznego.

Teoretycznie konsumentów chroni rękojmia, ale obowiązuje ona pięć lat, czyli niezbyt długo jak na rynek nieruchomości. Problemem jest też egzekucja należności – skorzystanie z rękojmi w przypadku opornego dewelopera wymaga skierowania sprawy do sądu, co jest kosztowne, a proces może trwać latami.

Si vis pacem, para bellum - Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny. A co dopiero, jeśli chcesz dwóch pokojów z kuchnią i łazienką. Trzeba się zabezpieczać przed takimi problemami, a rozwiązaniem mogą być ubezpieczenia od wad ukrytych – mechanizm znany na rynkach zachodnich od dziesiątek lat. W niektórych krajach są one obligatoryjne, w innych to wybór konsumenta. Ważne, że pozwalają one zabezpieczyć się klientowi przed niesolidnym deweloperem lub wykonawcą.

Prawo powinno stworzyć klientom możliwość zabezpieczenia się przed wadami ukrytymi. W starciu z deweloperem pojedynczy klient, czy nawet wspólnota mieszkaniowa startują z dużo słabszej pozycji. Na wprowadzeniu ubezpieczeń, które przerzucą część ryzyka na ubezpieczyciela zyskają obie strony: klienci będą mogli bezpieczniej kupować nieruchomości, a deweloperzy unikną kosztownych również dla nich procesów i będą obsługiwać mniejszą liczbę reklamacji. A właściwie trzy strony, bo twórcy tego prostego ubezpieczenia przyłożą cegłę do muru zabezpieczającego ich polityczną przyszłość.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas