Menu
A+ A A-

Pierwszy rok TFI Wyróżniony

Maciej Michalski, wiceprezes MM Prime TFI Maciej Michalski, wiceprezes MM Prime TFI fot. newsrm.tv

Pierwszą rocznicę działalności obchodzi jedno z najmłodszych na naszym rynku towarzystwo funduszy inwestycyjnych.

Fundusze kapitałowe MM Prime TFI w połowie sierpnia osiągnęły po roku działalności zapewniając swoim klientom atrakcyjne stopy zwrotu: 4,49% na funduszu depozytowym (rozwiązanie na poziomie ryzyka 1 (na 7) czyli najbardziej bezpieczny wśród funduszy), i odpowiednio 8,24% na funduszu akcji (rozwiązanie na poziomie ryzyka 5 (na 7) z ekspozycją na polskim i światowym rynku akcji).

Od początku działalności MM Prime TFI stawia na położenie nacisku na „success fee” czyli rozlicza się z klientem w dużej mierze za sukces. W ramach edukacji rynku i klientów TFI prowadzi coraz więcej działań szkoleniowych (współpraca z SGH, UMK, konferencje dla klientów przy współudziale z naszymi partnerami, KIG, Lewiatanem i innymi partnerami biznesowymi).

Z okazji urodzin funduszy MM Prime wprowadziło roczną ofertę promocyjną dla klientów zainteresowanych potencjałem funduszu akcji. TFI jest gotowe zarządzać środkami klientów wyłącznie za sukces - dostępne dla inwestorów od kwoty 5 mln zł - rozwiązanie dla bardziej zamożnych ale bez żadnych „gwiazdek” promocyjnych.

Oto najnowsza ocena sytuacji w naszym kraju i na świecie zaprezentowana przez MM Prime TFI.

Sytuacja polityczna w Polsce:

Najbardziej prawdopodobny scenariusz: to wygrana PiS. Z punktu widzenia rynków finansowych nie musi być to wcale zła wiadomość. We współczesnych demokracjach, w tym polskiej, na straży ważnych obszarów państwa stoją niezależne instytucje typu KNF czy UOKiK, które znacznie utrudniają ewentualne destruktywne działania polityków. Pomysły przedwyborcze opodatkowania różnych branż oczywiście spowodowały istotne spadki kursów, głównie banków. Ostatnio jednak wydaje się, że przedstawiciele partii nieco zmiękczyli ton.

PiS to nie jest partia antysystemowa, w dziedzinie gospodarki jest raczej pragmatyczna i dostosowuje swoje działania do sytuacji gospodarczej, co zresztą charakteryzuje praktycznie wszystkie rządy III RP. Politycy mają świadomość, że jednoczesne wprowadzenie podatku bankowego, przewalutowania kredytów frankowych i zwiększonych składek do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, by ratować upadające SKOKi, jest nie do udźwignięcia przez system bankowy. Zbytnie obciążenie sektora finansowego mogłoby wpędzić w kłopoty któryś z dużych banków, a negatywne skutki takiej upadłości byłyby większe niż korzyści z nowych podatków. Z drugiej strony może się okazać, że nawet po wprowadzeniu różnych obciążeń dotknięte nimi podmioty przeniosą je w dużej części na klientów i zachowają zyski.

Ewentualne przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego też nie wpłynie na giełdę w perspektywie kilku lat, bowiem zmiany demograficzne w społeczeństwie to temat długoterminowy. Zmiany wieku emerytalnego można spodziewać się w jedną i druga stronę, tyle tylko, że na ten moment do rządzenia bliżej partii, która optuje za jego obniżaniem. Rynek kapitałowy nie rozgrywa tematów, których konsekwencje będą widoczne za kilka-kilkanaście lat, dlatego o ile jest ryzyko zawalenia się systemu emerytur w Polsce w bardzo długoterminowym scenariuszu, tak ryzyko oddziaływania na GPW w najbliższych kwartałach jest minimalne. Tak więc mamy umiarkowanie pozytywne nastawienie do sytuacji na GPW po wyborach.

W przypadku mniej prawdopodobnym – zachowania władzy przez PO sytuacja inwestorów raczej nie będzie lepsza niż w poprzednim scenariuszu. To przecież PO wciąż udoskonala metody sięgania do zasobów spółek z pominięciem innych akcjonariuszy, której ostatnim przykładem jest ustawa o przewalutowaniu kredytów frankowych.

Cenną lekcją są dotychczasowe doświadczenia polskiej giełdy z polityką. Rządy PiS w latach 2005-2007 przypadły na końcówkę hossy. Była ta hossa globalna, jednak GPW za rządów poprzedniej ekipy rosła szybciej niż chociażby giełda niemiecka. Najważniejsza gospodarcza ustawa sejmu V kadencji ucieszyła rynki finansowe – obniżenie składki rentowej zwiększyło dochód rozporządzalny społeczeństwa.

Objęcie rządów przez Platformę Obywatelską zbiegło się z wybuchem ogólnoświatowego kryzysu, któremu polska giełda poddała się zupełnie, spadając mocniej niż rynki zachodnie. Wkrótce jednak okazało się, że Polska stała się zieloną wyspą (w dużym stopniu dzięki silnej konsumpcji prywatnej napędzanej przez wyższe wynagrodzenia zafundowane przez PiS). WIG odbił mocniej niż DAX, by przez kilka lat rosnąć równo z sąsiadem.

Dobre czasy skończyły się wraz z ostatnią dużą prywatyzacją, czyli upublicznieniem Jastrzębskiej Spółki Węglowej wiosną 2011 r. Wkrótce przyszło załamanie na giełdach całego świata, gdyż zaczął narastać kryzys zadłużenia. Polscy politycy postanowili ratować budżet między innymi kosztem GPW, która już nie była potrzebna jako wehikuł prywatyzacyjny. Posypały się kolejne ciosy – podatek miedziowy, reforma OFE, kupno kopalni Knurów-Szczygłowice przez JSW od upadającej państwowej Kompanii Węglowej. Efekty tych działań z punktu widzenia całej gospodarki czy społeczeństwa w pewnym stopniu mogą być nawet pozytywne, gdyż drenowanie spółek z gotówki to niejako finansowanie wydatków budżetowych przez kapitał zagraniczny. Dla inwestora giełdowego są one jednoznacznie negatywne, gdyż nie tylko czynią mu natychmiastową szkodę, lecz także odstraszają ewentualnych nowych kupujących. Wyraźnie widać wpływ manipulacji polityków na wykresie WIG, który od 2011 r. rośnie dużo wolniej niż DAX, a od 2013 r. już w ogóle nie rośnie. Główny warszawski indeks wciąż nie powrócił do poziomów z początku rządów PO. Dla ścisłości należy jednak dodać, że swoje dołożyły też spadkowe trendy cen miedzi i węgla, rozpoczęte w 2011 r., od których zależą kursy kilku dużych giełdowych spółek.

Z tych działań chyba najgroźniejszym jest reforma OFE, która cofa polski rynek kapitałowy o dobre kilka lat. Z rynku stopniowo znikają duże instytucje, jakimi były OFE, a w to miejsce nie pojawia się wystarczający kapitał krajowy i zagraniczny. To rzutuje nie tylko na obroty, ale także na skłonność spółek do debiutu na GPW, gdyż OFE były uczestnikami rynku dostarczającymi duży kapitał. Nadszarpnięto też zaufania do stabilności regulacji polskiego rynku kapitałowego.

Najgroźniejszą możliwą decyzją polityczną byłaby ewentualna nacjonalizacja OFE i wyprzedaż, nawet częściowa, akcji z portfeli emerytalnych. Z jednej strony wśród polskich polityków nie ma prawie w ogóle zwolenników II filaru, a ostatnia „reforma” została przeprowadzona bez większego oporu społecznego. Z drugiej strony jednak zabranie i umorzenie obligacji skarbowych to prosta operacja, a wyprzedawanie akcji przez giełdę to trudny proces, który wywołałby mini-bessę, a co za tym idzie spadek wartości aktywów państwowych. Skarb Państwa jest przecież wciąż największym akcjonariuszem na GPW

Inwestorzy zagraniczni są niestety mocno zniechęceni do warszawskiego parkietu, co słychać także w prywatnych komentarzach. Ostatnie licytacje wyborcze zdecydowanie pogorszyły wizerunek polskiego rynku kapitałowego. Coraz częściej pojawiają się porównania do Orbanowskich Węgier. Inwestorzy zmuszeni są przykładać większe dyskonto do polskich spółek z uwagi na ryzyko polityczne. Oczywiście obniżanie wyceny nie wyklucza kupowania, jeśli akcje będą wystarczająco tanie. Niestety energetyczno-surowcowo-bankowa struktura WIG20 nie jest atrakcyjna dla kapitału szukającego sektorów wzrostowych. Sama polska gospodarka oceniana jest dobrze, ze względu na wzrost gospodarczy i brak uzależnienia od kapitału zagranicznego, co jest bolączką innych krajów rozwijających się. Niestety, warszawska giełda nie daje ekspozycji na polski PKB.

Podsumowując, niezależnie od wyników wyborów o głównych trendach na GPW będzie decydować sytuacja na świecie. Czynniki krajowe zaś będą raczej sprzyjać giełdzie. Gospodarka ma się dobrze i korzystają na tym mniejsze firmy. Nie powinno dojść także do kolejnego rozbioru OFE. Rzeczywistość powyborcza przyniesie weryfikację zapowiedzi wyborczych i prawdopodobnie okaże się, że rynek przereagował przeceniając polskie banki. Wzrosty kursów banków mogą zacząć się nawet jeszcze przed wyborami. Tani wydaje się także sektor energetyczny, co w dużym stopniu jest spowodowane decyzjami politycznymi.

Szansę ma też sektor sprzedaży detalicznej. Zmniejszająca się deflacja pozwoli odetchnąć spółkom takim jak Eurocash, Emperia czy Jeronimo Martins i wykorzystać rozbudowane sieci sklepów. Dobrze postrzegamy też polskich producentów gier komputerowych, zarówno największych, jak CD Project, jak i mniejszych, czyli Vivid Games, 11bit czy Jujubee. Światowy rynek gier jest ogromny i mało podatny na zawirowania makroekonomiczne, zaś w Polsce mamy już większe grono specjalistów od tworzenia i lokowania gier na największych rynkach. Branża mięsna, reprezentowana przez Tarczyńskiego lub Kanię, cieszy ze stabilnych cen surowca i wprowadza wciąż nowe produkty, które znajdują popyt na rynku, takie jak paczkowane wędliny.

Coraz trudniejszą branżą jest telekomunikacja, o czym świadczą kłopoty Hawe. Branża musi wciąż ponosić wysokie nakłady, a przychód na użytkownika jest coraz mniejszy. Dlatego pod presją mogą być notowania Orange lub Netii, których wartość zależy głównie od możliwości wypłacania wysokich dywidend. Kursem Orange może zachwiać dodatkowo rezultat trwającej aukcji nowych częstotliwości. Branżą podatną na decyzje polityków jest dystrybucja farmaceutyków, gdzie najwięksi hurtownicy koszty ścięli już niemal do kości i dalsze cięcia marż mogą być bardzo dotkliwe. Dotyczy to np. Farmacolu i Pelionu. Wydaje się także, że minęły już złote czasy dla dystrybutorów IT, takich jak AB, ABC Data i Action, które intensywnie szukają teraz nowych rejonów działalności.

Sytuacja światowa:

Sytuacja światowa wygląda trochę tak, jakbyśmy się cofnęli do 1998 roku – spadek cen ropy o 50%, kryzys w Rosji, a następnie na Dalekim Wschodzie, który dewaluuje swoje waluty. Nie jest to miłe wspomnienie dla inwestorów, bo giełda Polska i na przykład niemiecka traciły wówczas i 40% wartości. Na odrobienie strat potrzebowały ok. półtora roku. Teraz od wiosennych szczytów do sierpniowego dołka WIG stracił już ok. 15%, zaś DAX ok. 22%. Gdyby historia miała się powtórzyć, mamy przed sobą jeszcze spadki.

Wydaje się jednak, że aktualnie sytuacja jest dużo lepsza. Rosja nie jest już głównym partnerem handlowym Polski i wygląda na to, że jest dosyć sprawnie zastępowana przez inne regiony. Także kraje azjatyckie są lepiej przygotowane do sytuacji kryzysowych. Przez kilkanaście lat zgromadziły znaczne zapasy rezerw walutowych i już widać, że ich banki centralne reagują zdecydowanie dla podtrzymania koniunktury. Niepotrzebna bańka na giełdzie w Chinach już pękła i ten kraj dalej będzie przechodził z inwestycji na popyt krajowy, co jest negatywne dla surowców, ale już lepsze dla krajów eksportujących dobra konsumpcyjne. Obawy o wpływ spowolnienia wzrostu w Chinach będą jednak trzymały w szachu inwestorów przez jakiś czas. Strach jest podsycany przez FED, który powinien już podwyższyć stopy procentowe w USA, gdyż bezrobocie spadło już do poziomów określanych wcześniej jako cel. Jednak Janet Yellen wstrzymuje się z zaostrzaniem polityki pieniężnej, obawiając się właśnie o rynki światowe.

Na rynku surowców wciąż mamy do czynienia z nadwyżką podaży nad popytem. Chiny coraz mniej budują, gdyż już przestają potrzebować więcej infrastruktury. Producenci wciąż jeszcze próbują utrzymać się na rynku przez zwiększanie wolumenów. Dotyczy to zarówno krajów eksportujących ropę (Rosja, OPEC), jak i polskich kopalń węgla i miedzi. Jeśli cały rynek działa w ten sposób, musi to obniżać ceny. W którymś momencie jednak rozpocznie się proces dostosowawczy i zamykanie najbardziej nierentownych instalacji i zakładów. Wtedy też nastąpi dobry moment na wejście na rynek surowców, chociażby przez kupno akcji z krajów rozwijających się lub kupno polskich producentów – KGHM czy JSW.

Taniejące surowce to wspaniały stymulant dla gospodarek krajów rozwiniętych i trudno tu o recesję w takiej sytuacji. Niska inflacja, niski koszt pieniądza powodują, że w rękach Amerykanów i Europejczyków zostają dodatkowe środki, które podtrzymają koniunkturę.

Giełdy jednak mogą jeszcze przez jakiś czas reagować nerwowo na sytuację makroekonomiczną. Najwięcej nadziei na wzrosty dają akcje z krajów rozwiniętych. Kraje rozwijające się dołączą później, lecz może to być bardzo dynamiczny ruch w górę. Polska giełda jako całość raczej będzie się zachowywała gorzej niż niemiecka, ale może być też bardziej odporna na światowe zawirowania. Niektóre sektory mogą jednak dać spektakularne wyniki.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas