Przedstawiciele PZL-Świdnik podkreślają, że śmigłowiec AW149, który oferowali polskiej armii, to w tej chwili najnowszy wielozadaniowy śmigłowiec wojskowy świata, który dysponuje potencjałem rozwojowym, można go dostosowywać i modyfikować zgodnie z potrzebami użytkowników przez kolejne 30 lat. W ubiegłym tygodniu spółka zademonstrowała śmigłowiec w locie i na ziemi na warszawskim lotnisku Bemowo.
– Postanowiliśmy prezentować śmigłowiec AW149 zarówno w Warszawie, jak i w Świdniku ze względu na to, że chcemy go pokazać zarówno polskiemu społeczeństwu, polskiej opinii publicznej, jak i specjalistom branżowym, jak ten śmigłowiec się sprawdza w codziennym użytkowaniu, jakie ma parametry. Chcemy pokazać, jak dobry jest to sprzęt. Jest to w tej chwili najnowszy śmigłowiec wielozadaniowy wojskowy świata – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Krzysztof Krystowski, prezes PZL-Świdnik.
AW149 ma zastąpić starzejące się konstrukcje dostępne na rynku od ponad 40 lat. Ze wstępnych szacunków rynkowych wynika, że w ciągu najbliższych 20 lat zapotrzebowanie na produkowane w Świdniku śmigłowce mogłoby sięgnąć ponad 350 egzemplarzy i generować przychody w wysokości ponad 50 mld zł. Wśród klientów nie będzie jednak polskiej armii, bo oferta PZL-Świdnik została wykluczona z przetargu ze względów formalnych.
– Te różne zastrzeżenia co do wymogów formalnych nie mają żadnego odniesienia do produktu, który jest nowoczesny, bezpieczny i zapewnia najlepsze parametry – zapewnia Krystowski. – Ktoś odrzucił nas z tego powodu, że gdzieś, w jakiejś krateczce, nie zaznaczyliśmy tego umownego ptaszka. Jest nam bardzo z tego powodu przykro. Tak duże przetargi, o tak ogromnej wartości i tak wielkim wpływie na gospodarkę nie powinny być rozstrzygane na podstawie formalnych pomyłek, które tropi się gdzieś w dokumentacji przetargowej.
I przekonuje, że oferta PZL-Świdnik dla MON oznaczała nie tylko dostarczenie nowoczesnego produktu, lecz także korzyści dla przemysłu i regionu Lubelszczyzny.
– To jest bardzo zły sygnał dla naszej firmy – mówi prezes PZL-Świdnik. – Wiązaliśmy ogromne nadzieje z przetargiem. Myśleliśmy o zatrudnieniu nawet 2 tys. nowych pracowników. Według analiz Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie dla Lubelszczyzny to oznaczałoby nawet 6 tys. nowych miejsc pracy.
PZL-Świdnik jest jednym z największych pracodawców w regionie, zatrudnia ponad 3,5 tys. osób. Jest też jednym z trzech filarów grupy AgustaWestland, obok zakładów brytyjskich i hiszpańskich.
– Polski rząd, wybierając import śmigłowców w dużej części, a w pozostałym fragmencie ich montaż w Polsce, jednocześnie wystawił nam bardzo złą ocenę. Dał nam żółtą, a być może nawet czerwoną kartkę na oczach grupy kapitałowej AgustaWestland, do której należymy. Dzisiaj oni mają prawo powiedzieć: skoro wasz rząd uważa, że jesteście niczym więcej jak tylko montownią, to my też tak zaczniemy o was myśleć – mówi Krzysztof Krystowski.
Skutkiem przegranego przetargu może być decyzja Grupy AgustaWestland o ograniczeniu inwestycji w Polsce. Właściciel PZL-Świdnik musi się teraz zastanowić nad strategią inwestowania w kraju. Dzięki współpracy z AgustaWestland zakład w Świdniku zyskał ponad 600 mln zł inwestycji, zaś polski budżet 400 mln zapłaconych podatków i danin.
– To może oznaczać dla firmy, że nie będziemy utrzymywali tego potencjału, jakim dysponujemy dziś – firmy, która jest projektantem, integratorem, prowadzi prace badawczo-rozwojowe, testowe i wreszcie taką, która potrafi wyprodukować cały śmigłowiec – ocenia prezes PZL-Świdnik. – Jeżeli dzisiaj nasz naturalny klient mówi nam: „Nie będę kupował waszych śmigłowców”, to będzie nam niezwykle trudno sprzedawać je na eksport, bo tam zawsze nas ktoś zapyta: „A czy wasz rząd już od was kupił te śmigłowce?” Wobec czego to nas sprowadza do rangi montowni i to się niewątpliwie będzie odbijało również na zatrudnieniu.