Wydrukuj tę stronę
piątek, 23 luty 2018 11:42

Furgalski: Urzędnicy blokowali rozwój e-myta Wyróżniony

Napisane przez GF
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
fot. Pixabay

System viaTOLL przyniósł 9,1 mld zł przychodu od jego wprowadzenia w 2011 r.

Pierwotne założenia GDDKiA zakładały kwotę niemal dwukrotnie wyższą, ale te same prognozy mówiły też, o prawie dwa razy większej liczbie kilometrów dróg objętych poborem opłat. Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR w rozmowie z Portalem Samorządowym wskazuje, że winę za ten stan rzeczy ponoszą urzędnicy.

W pierwotnych założeniach system e-myta miał przynieść do końca 2018 r. ok. 20 mld zł.

W systemie miało się też znaleźć niemal 7 tys. km dróg krajowych. Obecnie samochody ciężarowe ponoszą opłaty na 3,6 tys. km dróg, a system przyniósł 9,1 mld zł wpływów.

- Niższe, niż zakładane przychody, są winą tylko i wyłącznie polityków.  Na pewno nie można zrzucić odpowiedzialności na wykonawcę – czyli prywatnego operatora, który stawia bramownice państwowego systemu tylko na tych drogach, na których mu się każe. Są też inne czynniki, natury państwowej i urzędniczej, która ograniczyły rozwój sprawnego systemu.

Po pierwsze: mniejsze są niż zakładane wpływy od samochodów osobowych. Oczywiście ciężarówki to największa część zakładanych i realnych wpływów, ale od 2014 r. nie wiadomo co państwo chce zrobić na temat odpłatności na drogach państwowych od samochodów osobowych. Była minister Elżbieta Bieńkowska powiedziała: „likwidujemy bramki” i poszła do Brukseli. Jej następcy nic nie zrobili z tą koncepcją. Minister Maria Wasiak w ogóle nie była zainteresowana. Minister Andrzej Adamczyk skupił się na tym, żeby viaTOLL upaństwowić – on już jest państwowy, ale chodzi o to by operator też był jednostką publiczną. W rezultacie dalej nie wiemy jak mamy płacić. Czy bramki zostaną, czy będzie system elektroniczny? Od 2014 r. stoją i straszą poste pola do poboru opłat. A to 500-800 mln zł rocznie mniejszych wpływów, także do tego roku to w najbardziej optymistycznym scenariuszu 2 mld zł niezrealizowanego przychodu. To winna tylko i wyłącznie polityków, obu głównych opcji – mówi Adrian Furgalski.

Pod koniec zeszłego roku ministerstwo infrastruktury zdecydowało, że nadzór nad poborem opłat zamiast prywatnej firmy sprawować będzie Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Zdaniem eksperta, to jedynie spowolni rozszerzanie sieci dróg płatnych.

- Przekazanie systemu poboru opłat GITD obawiam się, że wydłuży czas rozszerzenia systemu. Na oko 95 proc. rzeczy związanych z systemem urząd będzie musiał zlecać prywatnym podmiotom, bo nie ma kompetencji. Inspektorat na samym początku będzie musiał zlecić analizę, jak ma docelowo wyglądać ich system, uwzględniając kompatybilność z rozporządzaniami unijnymi. To będzie pierwszy przetarg. A potem kolejne na budowę systemu, stawianie bramownic, urządzenia – to kolejne postepowania publiczne. Jeśli ktoś myślał, że pozbędziemy się prywaciarza, bo go nie lubimy, to jest w błędzie. System będzie państwowy, ale i tak „podwykonawca” pozostanie prywatny. Wydłużeniu ulegną jedynie procedury – dodaje Adrian Furgalski.

Źródło: PortalSamorzadowy.pl