Menu
A+ A A-

Po co nam Bruksela? Wyróżniony

Po co nam Bruksela? fot. www.sxc.hu

Przebieg kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego w Polsce w 2014 r. najlepiej oddają słowa Hermana De Croo, byłego przewodniczącego belgijskiej Izby Reprezentantów, że „między posłami większości i opozycji jest zasadnicza różnica. Jedni i drudzy nie mają nic do powiedzenia, ale opozycja robi to głośniej” – stwierdził Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

Na podstawie badań przeprowadzonych przez Centrum im. Adama Smitha, Uczelnię Łazarskiego oraz Dom Badawczy Maison na panelu badawczym Ariadna powstał raport „Eurowybory po polsku, czyli po co nam Bruksela”.

Sadowski dodał, że „wybory zweryfikowały negatywnie jedno z wydawałoby się bezdyskusyjnych do tej pory „praw” polskiej polityki, że „ciemny lud to kupi”. Brak wiarygodnych przekazów nie były w stanie przykryć i zastąpić samych zdjęć uśmiechających się kandydatów”.

Dr Kami Zubelewicz, pracownik naukowy Collegium Civitas i ekspert Centrum im. Adama Smitha zauważył, że „pod względem udziału obywateli w tych wyborach, zajęliśmy już zaszczytne, 4. miejsce od końca”. Jego zdaniem „przyczyną absencji wyborczej jest powszechna niewiara w skuteczność działań polityków krajowych w PE, połączona z nadzieją, że to politycy zachodni rozwiążą problemy nieudolnie rządzonych państw Europy Środkowo-Wschodniej”.

Przypomniał, że „władzę w Parlamencie Europejskim sprawowała zawsze koalicja socjaldemokratów i chadeków - w instytucji tej nic się tak naprawdę nie zmieni”.

Zauważył, że „dotychczas demoliberałowie w wyborach do PE wypadali lepiej, niż w wyborach do Sejmu. Wg jego oceny „jeżeli do Sejmu nie wejdzie KNP, do koalicji PiS–PSL prawdopodobnie nie dojdzie, gdyż PiS bez innego potencjalnego koalicjanta nie będzie w stanie przystać na eskalację żądań PSL. Wtedy rządy obejmie koalicja PO–PSL–SLD, co da ludowcom szansę na objęcie funkcji premiera. Partie te od lat są w koalicji w Parlamencie Europejskim, więc łatwiej będzie im zawrzeć analogiczne porozumienie w Polsce”.

Dominika Maison, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert Centrum im. Adama Smitha powiedziała, że „u podłoża niechodzenia na Eurowybory leży kilka zasadniczych przyczyn. Po pierwsze brak odpowiednich kandydatów, na których Polacy chcieliby zagłosować, niestety często jest to wybieranie <mniejszego zła>. Po drugie, ogólny brak wiedzy na temat roli Europarlamentu, pracy Europarlamentarzystów i korzyści z ich pracy płynących dla Polski.”

Do udziału w wyborach do Europarlamentu zniechęca również postrzeganie sytuacji politycznej Polski. Na wybory nie poszły osoby gorzej oceniające aktualną sytuację polityczną Polski oraz pesymiści polityczni, czyli ci, którzy nie wierzą, że w niedalekiej przyszłości będzie w polskiej polityce lepiej. Prof. Dominika Maison zauważyła, że „wynik ten może sugerować pewnego rodzaju syndrom wyuczonej bezradności u polskich wyborców. Zamiast, gdy są niezadowoleni z sytuacji próbować ją poprzez oddawanie głosów zmieniać, jeszcze bardziej się wycofują, tracąc coraz bardziej wiarę w siłę swojego głosu.”

Stwierdziła, że „brak zaangażowania w udziału w wyborach do Europarlamentu ma również podłoże psychologiczne. Na wybory do Europarlamentu poszły osoby, które ogólnie są bardziej zadowolone z życia, optymiści oraz osoby o silniejszej postawie patriotycznej i obywatelskiej – postrzegające siebie jako patrioci, aktywni obywatele, Polacy, ale równocześnie Europejczycy.”

Anna Gołębicka, ekspert Centrum im. Adama Smitha ds. marketingu i strategii stwierdziła, że „podczas ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego nie mieliśmy silnych intrygujących przekazów. Otrzymaliśmy za to niemałą porcję niewysokich lotów humoru”.

Podkreśliła również, że „kampanie do Parlamentu Europejskiego nie schlebiały wyrafinowanym gustom. Przekazy reklamowe stały na niskim poziomie kreatywnym oraz realizacyjnym – i nie mówimy tu o spektakularnych pomysłach, tylko adekwatnej, jakościowej, komunikatywnej i łatwo przyswajalnej formie”. Dobra reklama opiera się na solidnej strategii. Nadawca komunikatu musi wiedzieć, jakie posiada przewagi konkurencyjne, które z nich chce komunikować i jak. Niestety nie udowadniały tego kampanie kandydatów, jakie serwowano polskiemu elektoratowi. Anna Gołębicka podsumowała, że „z punktu widzenia komunikacji politycznej daleko nam do wyborów prezydenckich w USA. Daleko nam nawet do zwykłego bloku reklamowego w Polsce”.

Polscy wyborcy deklarują, że nie pamiętają reklam wyborczych. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwie. Jedna to małe zainteresowanie tematem, druga to brak intrygujących, istotnych dla odbiorcy przekazów”. Anna Gołębicka podkreśliła, że „niezależnie od naszej oceny spotów wyborczych, wyniki badań jasno pokazują, że nie sama reklama czyni kandydata zwycięzcą. Liczy się wygenerowany szum medialny. Na wybory pracuje się znacznie dłużej niż kilka miesięcy wyborami. Walka o wejście do koszyka świadomości wyborcy zaczyna się tuż po wyborach”.

Dokonała oceny kampanii wybranych kandydatów stwierdzając, że: „Janusz Korwin-Mikke był najgłośniejszym medialnie kandydatem tegorocznych wyborów. Nie dziwi zatem fakt, że respondenci, pytani o zapamiętane reklamy, wymieniają właśnie jego”.

„Kampania Nowej Prawicy, bazująca na ulatujących, zapisanych na karteczkach marzeniach i planach należy do ciekawszych kampanii w tegorocznych wyborach. Nie ograniczyła się ona tylko do TV. Przekaz został adaptowany do przestrzeni miejskiej”. „Kampania Jerzego Buzka to przykład subtelnego wykorzystania kontrastu. Dobrej prezentacji charakteru kandydata i adekwatnej formy”

„Znane postacie życia politycznego rozczarowały swoimi reklamami. Michał Boni w roli pilnującego w krzakach swoich plakatów, Ryszard Kalisz i Paweł Piskorski, których język ciała niewiarygodnie przekonywał do wypowiadanych słów, to tylko niewiele przykładów nie wykorzystania szansy”. „Szok i wulgaryzmy nie zawsze działają – udowodniła to Aleksandra Słomkowska”. „Absolutnym hitem internetu był Karski Song. Disco Polo z okazji urodzin kandydata”.

Na zakończenie prezentacji swojej części raportu Anna Gołębicka stwierdziła, że „nie jesteśmy jednak wyjątkiem na tle innych kampanii w Unii Europejskiej. Kampanii do Parlamentu Europejskiego 2014 nie cechował wysoki poziom kreacji i realizacji” oraz przytoczyła badania dotyczące zachowań i oceny Eurowyborów przez studentów. Jej zdaniem „Polscy studenci to optymiści, którzy dostrzegają komunikację marketingową i widzą więcej korzyści z pracy Eurodeputowanych”.

Prof. Wojciech Bieńkowski, Dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uczelni Łazarskiego podsumował, że „postrzeganie decyzji kandydatów do startowania w Eurowyborach  przede wszystkim w motywacji finansowej jest bardzo złym sygnałem braku autorytetu większości eurodeputowanych wśród Polaków. Niewątpliwie jest to również jedna z przyczyn wycofywania się z udziału w tych wyborach.” Zauważył, że „wraz z rozszerzaniem terytorialnymUnii Europejskiej frekwencja w wyborach do jej parlamentu maleje nawet w krajach, które ją stworzyły. Można zaryzykować stwierdzenie, iż im bardziej prowadzony jest proces rozszerzania i integracji Unii Europejskiej, tym bardziej jej obywatele tracą poczucie wpływu na jej losy”.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas