Mediacja po angielsku Wyróżniony
- Napisane przez Usertech1ab
- Komentarze:DISQUS_COMMENTS
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
W miniony czwartek Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich zorganizowało bardzo ciekawą konferencję poświęconą kwestii wsparcia, jakiego wydawca winien udzielić dziennikarzowi pozwanemu za swoją publikację.
Sprawa jest jasna. Inna jest wrażliwość ludzi mediów, inna ludzi biznesu czy polityków – i nie oznacza to, że któraś ze stron nie ma racji. Są po prostu różne racje i różne spojrzenia na świat. Z dziennikarskiego punktu widzenia kwestia odpowiedzialności za słowo powinna koncentrować się na tym, czy autor tekstu dochował należytej staranności w zbieraniu i redagowaniu materiałów. Druga strona, czemu też nie można się dziwić, nie jest zainteresowana dywagacjami, czy dziennikarz napisał to, co napisał w wyniku niedbalstwa, czy też został po prostu wprowadzony w błąd, zmanipulowany. Efekt finalny jest niestety zawsze ten sam.
Na pewno w jednej kwestii z panelistami konferencji zgadzam się bez zastrzeżeń: problemem jest niedoskonałe prawo i sposób procedowania spraw przez polskie sądy. Dzisiaj pozew w związku z publikacją można złożyć w ciągu trzech lat od jej zamieszczenia, co sprawia, że może się on stać instrumentem nacisku albo wręcz szantażu wobec niewygodnego dziennikarza. Wydaje się rozsądne skrócenie tego okresu na przykład do roku. Co do żółwiego tempa rozstrzygania spraw przez sądy powszechne w Polsce, to wie o tym doskonale każdy przedsiębiorca, który był zmuszony wejść w tryby machiny sprawiedliwości. W rezultacie obie strony są niezadowolone. Co przyjdzie ze sprostowania, wyprocesowanego po kilku latach sporu sądowego?
Problem leży w tym, że wiele spraw o publikacje medialne, które znajdują swój finał w sądzie, nie jest wcale czarno-biała. Jeśli dana osoba zostaje np. oskarżona o rzeczy, których nie zrobiła, jeśli w tekście pomylono osoby, kwoty, fakty – wszystko jest wówczas jasne. Jednak gdy chodzi np. o niekorzystną interpretację określonych zdarzeń, pomieszanie faktów z błędnymi informacjami, a zwłaszcza osadzenie opisywanej sprawy w jednoznacznie negatywnym dla bohatera kontekście, wówczas rozstrzygnięcie tego, czy i w jakim stopniu naruszono prawo, staje się nie lada wyzwaniem.
Dlatego w takich sprawach powinno stawiać się przede wszystkim na mediację. Będzie szybciej, sprawniej i mniej kosztownie dla wszystkich. Warunek jest – nie tylko, ale aż – jeden. Obie strony muszą chcieć usiąść do stołu i znaleźć wyjście z trudnej sytuacji, a nie przerzucać się pismami procesowymi. Z reguły właśnie to okazuje się najtrudniejsze. Ale mediacja w Polsce to osobny temat, choć korci, by podać za przykład Wielką Brytanię, gdzie ten sposób rozstrzygania sporów jest bardzo powszechny nie tylko w sporach o pieniądze…