Logo
Wydrukuj tę stronę

Piekarz: „Koniec historii” nie nastąpił, nie o wszystkim decyduje handel Wyróżniony

Należy powiedzieć wprost, że to nie Stany Zjednoczone są dzisiaj głównym dostarczycielem kapitału i technologii na świecie. Na wiodącą pozycję wysuwają się Chiny Należy powiedzieć wprost, że to nie Stany Zjednoczone są dzisiaj głównym dostarczycielem kapitału i technologii na świecie. Na wiodącą pozycję wysuwają się Chiny mat.pras

Stary hegemon, czyli Stany Zjednoczone, jest dla Polski lepszy. Historia i geopolityka osadzają nas w roli sojusznika USA, a nasze kraje wciąż łączy chociażby wspólnota wartości zachodu - dr. Dawid Piekarz dla Instytutu Jagiellońskiego.

Mariusz Marszałkowski/Instytut Jagielloński: Czy grozi nam technologiczna zimna wojna, która zmusi świat do wyboru między Chinami a USA? Który kraj ma większe szanse w tej rozgrywce?

Dr Dawid Piekarz: Należy powiedzieć wprost, że to nie Stany Zjednoczone są dzisiaj głównym dostarczycielem kapitału i technologii na świecie. Na wiodącą pozycję wysuwają się Chiny, a dobrym tego przykładem są nowe technologie, takie jak np. 5G. W tej rozgrywce chodzi przede wszystkim o to, kto będzie mógł w różnych rejonach świata implementować swoje technologie. To jest element, który będzie zmuszał Polskę do pewnego inteligentnego lawirowania. Może okazać się, że najatrakcyjniejszym dostawcą kapitału i technologii w Polsce czy regionie będą Chiny. To będzie miało wpływ na naszą pozycję. Oczywiście z jednej strony Amerykanie będą od nas oczekiwać osłony przed chińskimi wpływami w naszej części Europy. Z drugiej zaś widać, że potęga chińska potrafi być skuteczna i atrakcyjna.

M.M./Instytut Jagielloński: Z kim Polska powinna utrzymywać najściślejsze relacje?

D.P.: Stary hegemon, czyli Stany Zjednoczone, jest dla Polski lepszy. Historia i geopolityka osadzają nas w roli sojusznika USA, a nasze kraje wciąż łączy chociażby wspólnota wartości zachodu. Polska też tak naprawdę nie ma za bardzo pola manewru, by wybrać inaczej. Nasze bezpieczeństwo w dużym stopniu opiera się na protekcji militarnej Amerykanów, czego przykładem jest obecność wojsk USA w naszym kraju. Istotne jest w tej kwestii pozostanie asertywnym przy jednoczesnym zachowaniu lojalności wobec Stanów Zjednoczonych. Patrząc na bieżącą sytuację, może się jednak okazać, że wkrótce stary hegemon nie będzie w stanie zagwarantować swoim sojusznikom bezpieczeństwa i stabilności. Oznacza to, że jednak pewna asertywność i elastyczność w wykorzystywaniu, np. przepływów kapitałowych i technologicznych z Chin, a niekoniecznie od Stanów Zjednoczonych, może być niezbędna dla naszego funkcjonowania. Przy czym warto zastanowić się nad szerszym otwarciem na kapitał czy produkcję chińską, co może nastąpić w ramach Trójmorza. Zapomnijmy o tym, że wrócą lata 90. i że USA będą nadawały ton na świecie, bo te czasy już nie wrócą. Dlatego, mówiąc wprost, Polska musi nauczyć się gry na kilku fortepianach.

M.M./Instytut Jagielloński: Czy kwestie biznesowe nabiorą politycznego charakteru?

D.P.: „Koniec historii” nie nastąpił. Nie jest tak, jak było jeszcze 10 lat temu. Wówczas mogliśmy się łudzić, że o wszystkim zadecyduje światowy handel. Skończyły się czasy, w których nie było apolitycznych zakupów energii i nie było apolitycznych zakupów broni. W tej chwili okazuje się, że w coraz większej liczbie obszarów decydują nie tylko pieniądz i rachunek ekonomiczny, ale także interesy polityczne. To w coraz większym stopniu dotyczy właśnie świata technologii. Ten obszar będzie się nieustannie poszerzał, dlatego wykorzystywanie rożnego rodzaju miękkiej siły, także handlowej czy inwestycyjnej do tego, żeby realizować stricte polityczne cele, stanie się coraz powszechniejsze. Tym samym widać, że polityka globalna wróciła w wielkim stylu.

M.M./Instytut Jagielloński: Czyli można powiedzieć, że kwestie polityczne czy gospodarcze mogą dokonać podziału świata?

D.P.: Zwrócimy uwagę na to, że Stany Zjednoczone, które były w latach 90. XX wieku głównym motorem globalizacji, w tej chwili mówią wprost, że globalizację trzeba zahamować. Co ciekawe, Chiny twierdzą, że globalizację trzeba rozpędzać. Czyli to, co niegdyś służyło USA, nagle zaczyna je dławić. Niespodziewanie okazało się, że beneficjentem globalizacji nie jest ten, który ją zapoczątkował, tylko ten, kto na niej korzysta. Co więcej, ten kto ją zapoczątkował chciałby ją teraz zatrzymać, gdyż stała się ona dla niego destrukcyjna. Można tym samym odnieść wrażenie, że wracamy raczej do „koncertu mocarstw” niż do polityki globalnej. Podsumowując, oznacza to, że w tle rywalizacji dwóch wielkich państw, będą się jednak toczyły rozmaite rozgrywki średniaków.

M.M./Instytut Jagielloński: Jaką rolę we współczesnym świecie odgrywa Unia Europejska?

D.P.: Jeśli chodzi o technologię to Unia Europejska jest graczem na bocznym torze i od lat nie potrafi odnaleźć się w globalnym wyścigu. By móc uczestniczyć w rywalizacji z takimi wielkimi graczami jak Chiny czy USA, UE sama musiałaby się stać czymś na kształt super państwa. W pewnych aspektach widać, że stara się dogonić czołowych gigantów, ale widać także, że ze strony większości państw i narodów nie ma zgody na formułę super państwa. To właśnie sprawia, że Unia pełni jedynie pomniejszą rolę. Unia Europejska jest potężną gospodarką, natomiast politycznie ma małe szanse na wygranie jakiegokolwiek wyścigu. Odwrót od globalizacji do koncertu mocarstw odbywa się ze wszystkimi konsekwencjami, co oznacza, że należy być mocarstwem, czyli państwem z sojusznikami i ich zasobami, by uczestniczyć w rywalizacji o wpływy na świecie.

M.M./Instytut Jagielloński: Czy w takiej sytuacji możemy mówić o tworzeniu „nowego ładu” na świecie?

D.P.: Obserwując bieżącą politykę i wydarzenia na świecie można stwierdzić, że stare sprawdzone metody budowania lokalnych imperiów, jak robi to Turcja, wciąż są aktualne. W tej układance „nowego światowego ładu” widać, że pomiędzy wielkimi graczami zarysowuje się korpus większych i średnich. Jeżeli Polska będzie starała się wykorzystać swoją miękką siłę, będzie umiała budować swoją pozycję w regionie i zachowa balans między UE, a USA i trochę między Chinami, to ma ogromne szanse by stać się ważnym graczem pośrodku. Taka sytuacja będzie dla nas dobra, ponieważ zapewni nam pozycję beneficjenta kapitału z różnych stron, przejmowania produkcji z dalekiego wschodu i przede wszystkim będziemy odporniejsi na naciski polityczne.

M.M./Instytut Jagielloński: Czy Polska ma szanse budować swoją pozycję w świecie poprzez politykę energetyczną?

D.P.: Nasza polityka energetyczna jest elementem decydującym. W tej chwili jesteśmy na etapie budowy swojej infrastruktury gazowej czy naftowej w Europie Środkowo-Wschodniej i to jest krok we właściwym kierunku. W sytuacji walki między USA a Niemcami o budowę gazociągu Nord Stream 2 Polska stoi z boku i robi swoje. Z jednej strony nie dołączamy się do Nord Stream 2, gdyż wiemy, że to byłoby ogromnym zagrożeniem dla naszej suwerenności energetycznej, a z drugiej strony nie czekamy bierne, tylko zaczynamy budować drugi gazoport, zaczynamy importować LNG od innych i budujemy specjalną infrastrukturę do handlu tym LNG w całym regionie. Polska w tej rywalizacji energetycznej staje się głównym z rozgrywających w tym regionie. I to jest dokładnie wzór, którego powinniśmy się trzymać i go stosować.

Dr Dawid Piekarz - ekspert z zakresu strategii i bezpieczeństwa energetycznego, wiceprezes Instytutu Staszica. W latach 2004-2010 rzecznik PKN Orlen. Poza tym pracował m.in. w Min. Finansów, UKE, PKP SA. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca Uczelni Vistula.

Źródło informacji: Instytut Jagielloński

Artykuły powiązane

Realizacja i wykonanie Fanaberie.eu