Menu
A+ A A-

Bałtyk to nie miejsce dla fregat

Bałtyk to nie miejsce dla fregat Fregaty typu Iver Huitfeldt fot. Wikipedia.org

Po nieudanej próbie w lecie ub. roku zakupu w Australii używanych fregat do obrony wybrzeża zainicjowanej przez prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego (BBN), nie ustają - według nieoficjalnych doniesień medialnych - naciski z tej samej strony na podobny zakup: trzech fregat przeciwlotniczych. Miałyby kosztować wiele mld zł.

Czy warto, by MON wydało takie pieniądze? Czy nie okaże się to zakupem niepotrzebnym? Czy - wreszcie – nie warto byłoby w to miejsce wrócić do koncepcji zakupu okrętów podwodnych wyposażonych w rakiety manewrujące?

Takie i podobne pytania cisną się po lekturze ostatniego raportu („Tarcza broni Tarczy”) Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa (CASiB) i wcześniejszego stanowiska Instytutu Jagiellońskiego (IJ). Oba ośrodki wyrażają podobną opinię, wskazującą, że Bałtyk jest zbyt małym akwenem, by zakup dużych okrętów miał stanowić dobrą decyzję z punktu widzenia potrzeb naszej armii.
W końcu grudnia ub.r. portalstoczniowy.pl nieoficjalnie poinformował, że „rusza zmodyfikowany program Miecznik. Dotyczy wielozadaniowych fregat rakietowych”. Według portalu Inspektorat Uzbrojenia MON wystosował do Polskiej Grupy Zbrojeniowej zaproszenie. Miałoby ono dotyczyć rozpoczęcia procedur w ramach realizacji programu Miecznik. Jak podkreśla portal program ten w obecnej wersji „nie obejmuje jednak budowy i dostarczenia Marynarce Wojennej RP korwet, określanych wcześniej jako okręty obrony wybrzeża”. Chodzi bowiem o dostarczenie naszej Marynarce Wojennej (MW) wielozadaniowych fregat rakietowych.

W związku z tym oba think-tanki dochodzą do podobnych wniosków. Wg IJ „MON chce wydać 12 mld zł na fregaty przeciwlotnicze nieprzydatne do obrony Polski . W czasie wojny okręty te nie przetrwają nawet kilku minut” (portalstoczniowy.pl uważa, ze jest to kwota zawyżona, a koszt pojedynczej fregaty nie powinien przekroczyć 2,5 mld zł, czyli trzech – 7,5 mld zł). Z kolei CASiB uważa, że co prawda „nowe fregaty mają bronić polskiego nieba”, jednak „same nie obronią się przed rakietami”.

Chodzi rzecz jasna o zagrożenie ataku rakietowego ze strony Rosji, a ściśle z graniczącego bezpośrednio z Polską obwodu kaliningradzkiego, nafaszerowanego rozmaitymi rodzajami broni wymierzonej w kierunku Polski, a w pierwszej kolejności - w Trójmiasto.

Wracając do samego konceptu pozyskania fregat dla MW warto przytoczyć opinię wspomnianego portalustoczniowego.pl. Otóż jego zdaniem pomysł ten „nie znajduje jednomyślności w instytucjach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Polski”. Portal przekonuje, że „w Strategicznym Przeglądzie Obronnym, opracowanym w MON w 2017 r., za priorytet uznano zakup nowych okrętów podwodnych uzbrojonych w rakiety manewrujące. Tymczasem, pozyskanie fregat wielozadaniowych stało się celem określonym w treści Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego RP, opracowanej przez BBN w 2016 r”.

Zaś raport „Tarcza broni Tarczy” opublikowany przez CASiB, powstał na podstawie symulacji, które „jednoznacznie wykazały, że użycie w czasie konfliktu zbrojnego fregat do obrony przeciwlotniczej Polski nie będzie możliwe i wymiernie osłabi potencjał obronny kraju, czyniąc z nich kolejne cele wymagające osłony”.

Podobnie uważa Łukasz Kister, ekspert ds. bezpieczeństwa z Instytutu Jagiellońskiego, pytany przeze mnie o sens zakupu fregat, które operowałyby na Bałtyku. Wszystko w kontekście przypuszczalnego (MON oficjalnie nie wypowiada się na ten temat) poniechania próby zakupu okrętów podwodnych wyposażonych w rakiety manewrujące. Otóż zdaniem eksperta, w razie konfliktu zbrojnego (z Rosją) los fregat byłby przesądzony. I to w krótkim czasie - poprzez natychmiastowe ich zniszczenie przez oddalone od Gdyni o niecałe 100 km 150 rakiet przeciwokrętowych, w tym ponaddźwiękowych, a wkrótce hipersonicznych, które mogą dolecieć do Zatoki Gdańskiej w 40 sekund.

Również wg CASiB fregaty nie przetrwają ataku salwą rakiet wystrzelonych przez rosyjskie baterie nadbrzeżne z Obwodu Kaliningradzkiego. „Nie obronią się z pewnością przed rakietami hipersonicznymi 3M22 Cyrkon, które w niedalekiej przyszłości znajdą się na uzbrojeniu rosyjskich sił. Mają także niewielkie szanse przetrwania jednoczesnego ataku wielu rakiet naddźwiękowych Onyks, które już są rozmieszczone”.

Co innego, gdyby MW została wyposażona w nową generację okrętów podwodnych (z rakietami manewrującymi, idealnie trafiającymi w cel na terenie wroga), niewidoczne dla (potencjalnego) wroga. Zwłaszcza, że wciąż jeszcze eksploatowane przez MW, okręty podwodne, nadają się bardziej do muzeum niż do faktycznego wykorzystania w obronie przed wrogiem.
O tym na co warto wydać, niemałe zresztą, środki zadecyduje MON i rząd. Oby była to dobra decyzja.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas