Menu
A+ A A-

Własność – wartość, którą trzeba szanować

Własność – wartość, którą trzeba szanować Siedziba Fundacji, ul. Pijarska w Krakowie

Stany Zjednoczone od co najmniej kilkudziesięciu lat są dla wielu Polaków ikoną wolności i demokracji.

Amerykę cenimy jako sojusznika i oczekujemy, że tenże sojusznik będzie rozumiał nasze dylematy. Gorzkim paradoksem jest to, że przeciętny Amerykanin nie jest w stanie pojąć całkowicie odmiennego od amerykańskiego rozumienia kwestii związanych z wolnością i własnością.

Nowelizacja ustawy o IPN wywołała kryzys w międzypaństwowych relacjach. A sądzę, że jeżeli Amerykanie obserwują teraz awanturę wokół Fundacji Książąt Czartoryskich, to nie wyciągną z niej pozytywnych wniosków.

Świadomie nie pisałem na tym blogu o zamieszaniu wokół osławionej ustawy. Tym parają się politycy i polityczni komentatorzy. Warto jednak zwrócić uwagę na argument, którzy podnosili specjaliści. W amerykańskiej tradycji wolności słowa i wolności badań naukowych nie mieści się fakt, że ustawowo zakazuje się dyskutowania na jakiś temat. Choćby w ramach tej dyskusji padały kłamstwa, oszczerstwa, a fikcja mieszała się z faktami. To jeden z elementów, który spowodował, że Amerykanie pozostali praktycznie głusi na polskie argumenty w tej sprawie.

Nie tylko wolność słowa jest dla Amerykanów świętością. Także własność. Próby odgrzania starych oskarżeń w związku z transakcją, którą polski rząd zawarł z Fundacją Książąt Czartoryskich, z pewnością nie poprawią naszego wizerunku za Oceanem. Jaki bowiem przekaz ma szansę dotrzeć do tamtejszych liderów opinii? Oto komunistyczne państwo skonfiskowało prywatne zbiory artystyczne i biblioteczne. Co istotne, w Trzeciej Rzeczypospolitej zostały one prawomocnie zwrócone. A to oznacza, że właściciel mógł – w ramach obowiązującego prawa – zrobić z nimi, co uważał za stosowne. Słynną „Damę z łasiczką” mógł zabrać z muzeum i powiesić nad kominkiem albo sprzedać. Oczywiście, obraz nie mógłby legalnie opuścić Polski, lecz teoretycznie mógłby spocząć w sejfie albo być pokazywany za grube pieniądze. Jednak Czartoryscy zdecydowali się sprzedać państwu zbiory liczące kilkaset tysięcy książek i dzieł sztuki – za, jak oszacowali specjaliści, 3-5% ich wartości.
Po ogłoszeniu transakcji pojawiły się głosy, że rząd zrobił źle. Bo przecież mógł pokazać Czartoryskim figę i zwyczajnie nie dopuścić, by zrobili ze zbiorami, co chcą. A że prawnie zbiory nie należą do państwa? Trudno. Jakoś się załatwi. Teraz, gdy ogłoszono plany powołania nowej fundacji w Liechtensteinie (notabene, skreślonym z listy rajów podatkowych), larum wybuchło na nowo. Do starych zarzutów, że państwo zapłaciło, chociaż mogło po prostu nie oddać, doszły nowe. Da się je streścić następująco: co z tego, że pieniądze zapłacone za kolekcję są własnością fundacji? Nie będzie fundacja dysponowała nimi, jak chce!

Fundacja Czartoryskich zgodnie ze statutem może wspierać wartościowe społecznie projekty – za pośrednictwem innych fundacji. I w ten sposób dość hojnie wspierała m.in. Muzeum Narodowe w Krakowie czy wydawanie naukowych książek. Nie jest więc prawdą, że środki przelane przez państwo spoczywają na kontach.

W przypadku Fundacji i jej planów liczy się jedno: czy są zgodne z prawem. Jeżeli są – może się nam podobać albo nie, ale Fundacja ma prawo realizować swoje plany. Jeśli nie – sąd ma obowiązek to jasno wyartykułować. Jak na razie dyskusja skupia się na emocjach, a nie na faktach. A jej poziom i temperaturę pokazują argumenty w rodzaju: „już za Katarzyny II arystokraci niszczyli Polskę”, pojawiające się nawet w poważnych mediach!

Mam nadzieję, że amerykańskich polityków nie zainteresuje obecna dyskusja. Wolałbym, aby pozostali przy przekonaniu, że prawo własności jest święte tak dla Amerykanów, jak dla Polaków.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas