Menu
A+ A A-

Igrzyska, pieniądze, niedźwiedzie Wyróżniony

Igrzyska, pieniądze, niedźwiedzie fot. Mmichaal / Wikimedia Commons

Gdy polsko-słowacka oferta na organizację zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022 zostanie odrzucona, będzie to prestiżowa porażka, niepotrzebnie wydane pieniądze w przygotowanie projektu. Gdy zostanie przyjęta - zdaniem wielu komentatorów - to jeszcze większa porażka i jeszcze więcej zmarnowanych pieniędzy. Na pewno?

 

Kontekst jest wiadomy. W Soczi niedługo zapłonie olimpijski znicz, choć na razie są problemy z prądem a wydatki przekroczyły 50 mld dolarów. Jak to w rosyjskim biznesie, zarobią firmy powiązane z Kremlem, niekoniecznie oferujące najlepsze i najtańsze usługi. Wprost przeciwnie. Sugerowanie, że tak samo może być w Polsce (teza Tomasza Wróblewskiego na TCW), to śmiałe rozwinięcie myśli ś.p. Lecha Kaczyńskiego, gdy był on Prezydentem Warszawy: nie róbmy inwestycji, nie podejmujmy decyzji bo zawsze ktoś nakradnie, za dużo zarobi, stworzy układ.

Gdy Michel Platini wyjął z koperty kartę z napisem Poland/Ukraine zapanowała euforia. Tuż przed samorozwiązaniem Sejmu wspólnymi głosami skrajnie skłóconych partii przeszły ustawy umożliwiające rozpoczęcie przygotowań do piłkarskiego Euro. Nie było nic, stadionów, autostrad, lotnisk, dworców. Był entuzjazm i wiara, że ma to sens, że się uda.

I jakoś się udało. 90 procent Polaków oceniło, że turniej był sukcesem, a Polska była dobrym gospodarzem. Ale co z pieniędzmi, bo o to tu chodzi? Blisko 700 tysięcy zagranicznych gości ze 123 krajów wydało podczas pobytu 1.12 miliarda złotych – wynika z raportu spółki PL.2012, organizatora Euro. Wpływ na PKB w latach 2008 – 2020, w związku z przyspieszeniem budowy infrastruktury, wzrostem ruchu turystycznego itp, to 21 miliarda złotych – szacuje raport. Można nie dowierzać raportom, zwłaszcza tworzonym przez rządowe instytucje, ale istotnych polemik nie było. A o to u nas najprościej.

Ale wróćmy w polskie Tatry, do Zakopanego. To miasto już raz aplikowało do Igrzysk, ale wygrał Turyn. Wygrał i zarobił. Sama organizacja Igrzysk w 2006 przyniosła duże straty „ale wpływy z rozkwitającej turystyki pokryły je szybko z nawiązka" – pisze w Newsweeku Marek Rabij, który przeanalizował ekonomiczną sensowność dużych wydarzeń sportowych. Różnie z tym bywało. Po letnich igrzyskach w Montrealu (1976), które przyniosły niemal 2 miliardy dolarów straty, kanadyjski rząd by ratować budżet wprowadził dodatkowy podatek od tytoniu.

Tym razem Zakopane startuje z Krakowem i Słowakami z Jasnej. To radykalnie zwiększa szanse. Kraków wnosi silna markę turystyczną, bazę hotelową i budowana właśnie halę na 18 tysięcy miejsc. Słowacy trasy narciarskie z infrastrukturą, w którą inwestowali nie przejmując się aż tak walorami przyrodniczymi Tatr i fanaberiami ekologów.

U nas ważniejszy jest komfort kilku niedźwiedzi, rodziny Byrcynów zabraniających zjeżdżać zimą po ich kawałku pola z Gubałówki i górali blokujących budowę Zakopianki. Dziś słynne zakopiańskie Krupówki przypominają jarmark Europa na byłym stadionie X-lecia, do kolejki na Kasprowy czeka się godzinami, schroniska górskie przypominają te dla bezdomnych, pociąg z Krakowa 100 kilometrów przemierza ponad 3.5 godziny.

Dla wielu Tatry to Zakopane, Dolina Kościeliska, spływ Dunajcem, krzyż na Giewoncie i Wielka Krokiew, gdzie skakał Małysz. Ale polskie Tatry, to niecałe 25 procent powierzchni tych gór. Reszta po słowackiej stronie, to wyższe szczyty, lepsze trasy narciarskie, kąpieliska termalne, zabytki. W mentalnej rzeczywistości, te polskie Tatry i słowackie Tatry, to jakby inne góry, inne krainy. Jedzie się albo do nas albo na Słowację. Mapy ze szlakami turystycznymi urywają się na administracyjnej granicy. O tym, że nie ma granic wiedzą tylko swobodnie przemieszczające się niedźwiedzie. Decydenci, inwestorzy branży turystycznej korzyści z tej synergii nie dostrzegają.

Czy potrzeba igrzysk by dokończyć Zakopiankę, wywalić budy z Krupówek, zrobić z Zakopanego konkurencję dla alpejskich kurortów i zacząć ściągać turystów z pieniędzmi. Zapewne tak, ale jakoś się nie udaje. Autostradę A2 oddano dzień przed piłkarskim Euro, innych nie oddano do tej pory, także drugiej linii warszawskiego metra. Ale jakiś impuls był, bez tego widocznie niewiele potrafimy.

Klamka zapadła, polsko – słowacki wniosek zostanie zgłoszony. Teraz ważne by nie iść śladami tych, którzy na sportowych imprezach, sporcie i turystyce nie potrafią zarabiać. Oferta z polskiej strony musi się być tak skrojona by dawać gwarancje sukcesu i zarobku. Nie proponujmy tunelu, który połączy nas ze Słowacją, jak ten pod Mont Banlc połączył Francję z Włochami, zaproponujmy to na co nas stać i na czym można zarobić. Jeśli taka oferta przepadnie to trudno. Zostanie jak było, zostaną niedźwiedzie.

Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas