Nasza odpowiedzialność za dorobek Papieża Polaka
- Dział: Felieton
- Napisane przez Arkadiusz Bińczyk
- Komentarze:DISQUS_COMMENTS
W dziale analizy i komentarze portalu rada.rp.pl ukazał się tekst poświęcony zakupom uzbrojenia przez MON w którym Andrzej Arendarski zastanawia się nad sensownością biznesowej strony tego przedsięwzięcia.
Faktycznie – kupujemy, głównie od Amerykanów. Ostatnio resort obrony orzekł, że pozyskamy samoloty wielozadaniowe F-35. Samej decyzji o kupnie nowych maszyn nikt nie kwestionuje. Poradzieckie Mig-29 zaczęły ostatnio spadać – czas się z nimi żegnać.
(...)
Zresztą, już to przerabialiśmy. Przypomniał o tym niedawno sam wiceminister obrony Bartosz Kownacki w Polskim Radiu. Włosi pod koniec lat 90. proponowali nam wejście do projektu budowy nowych samolotów szkolnych. Oczywiście poskąpiliśmy grosza… by po latach kupić samoloty M-346 Master od koncernu Leonardo. Te same. Znowu byliśmy tylko klientem, a mogliśmy być partnerem. Chytry dwa razy traci.
(...)
Nie oceniam, który samolot jest lepszy – to zostawiam pilotom. Znam się za to na gospodarce, dlatego uważam, że proces zakupu, szczególnie tak kosztowny, warto przemyśleć dwa, jak nie trzy razy i choć raz pomyśleć naprawdę przyszłościowo.
"Róża. Miłość i walka" to książka ukazująca historię polskiego wychodźstwa przedstawiona na tle losów Róży Sobańskiej - głównej bohaterki uwikłanej w dramatyczną historię XX wieku. Pozycja jest już dostępna sieci sklepów EMPIK.
Znów wybuchła afera z rosyjskim „Memoriałem". Przypominam: była to grupa ludzi, która zajmowała się upamiętnianiem zbrodni sowieckich. I latami robili dobrą robotę...
...po czym postanowili zająć się polityką bieżącą.
Wyobraźmy sobie, że po pierwszej Wojnie Światowej nie obalono w Niemczech Cesarza - to imperium przetrwało zawieruchę dziejową. Co robiłby wtedy towarzysz Adolf Hitler?
Niedługo zaczynają się wybory prezydenckie. Kandydaci już zbierają się i kręcą koło bloków startowych. A wśród kibiców trwają dyskusje.
Nigdy nie myślałem, że w tym unio=Parlamencie wystąpię jako tępiciel rasizmu i anty-semityzmu – ale na to mi przyszło...
Co by nie powiedzieć o Polsce, to PiS jest partią lewicującą – ale w sferze obyczajowej dość konserwatywną. Polska jest chyba jedynym krajem Unii, gdzie zniesiono podatek spadkowy. Co by nie powiedzieć o PO, to partia ta wywodzi się z Kongresu Liberalno-Demokratycznego – i nie robi takich soc-szaleństw, jak na Zachodzie.
Nigdy nie myślałem, że przyjdzie mi bronić p. Anieli Merkel. P. Merkel uważam, jak wszyscy wiedzą, za agentkę (StaSi? KGB?) - być może przewerbowaną do CIA – i obserwuję Jej poczynania z najwyższą podejrzliwością.
Jak wszyscy wiemy, prywatny business da sobie radę ze wszystkim. Gdy jest klient – prywaciarz dostarczy mu towar nawet spod ziemi. Nielegalny również. Nie każdy prywaciarz tak robi – ale zawsze tacy się znajdą.
Spotkałem wczoraj statystyka, który postawił śmiałą tezę, że wybory samorządowe nie były sfałszowane. Odpowiedziałem: „Taką hipotezę można by obronić – pod warunkiem przyjęcia innego śmiałego założenia:: że mianowicie Wielkopolanie są głupsi od mieszkańców Podlasia i Podkarpacia – bo znacznie częściej mylą się stawiając krzyżyki". Facet pomyślał chwilkę, pomyślał – i powiedział: „Wycofuję swoją tezę".
Unia Europejska ma w programie walkę o różnorodność. Oczywiście, jak w każdym państwie socjalistycznym, unijna biurokracja tę różnorodność stara się zlikwidować.
Z tymi wyborami ludzie mają zagwozdkę. Bo, z jednej strony, fałszerstwa oczywiste – i większe niż w poprzednich. Jak się nie zareaguje – to co będzie w następnych? Istnieją też podejrzenia dwóch rodzajów fałszerstw – bo gdy karty do głosowana drukuje firma zaprzyjaźniona z marszałkiem województwa, które po raz drugi odnotowuje dziwny przyrost głosów?
Wyniki wyborów samorządowych są zdumiewające: zupełnie inne, niż w innych wyborach. Weźmy np. PSL i KNP. Nowa Prawica wygrywała z PSL nieustannie, prowadziła nad PSL we wszystkich prawie sondażach – a tu np. w Wielkopolsce: PSL 27% - KNP – niecałe 4%!!!
W tych wyborach po jednej stronie stanie „klasa polityczna"; ludzie zaprawieni w sprawowaniu rozmaitych urzędów, świetnie wiedzący, gdzie i za jaki sznurek pociągnąć – i umiejący wykorzystywać miejscowe układy.
Za nimi stoi ogromna rzesza ludzi. Ich żony. Ich synowie i córki. Ich rodzice. Ich zięciowie. Znajomi, którym dali posady. Ich żony. Ich synowie i córki, ich synowe...
Tak ze trzydzieści osób.
Gdy pomnożymy 30 przez 630.000 – bo tylu jest w Polsce urzędników – to wyjdzie 19 milionów.
Prawie dwa razy tyle, ile w ogóle weźmie udział w wyborach!!!
Jakim cudem ktokolwiek spoza tego gangu ma w ogóle uzyskać jakiś głos?
Spokojnie...
Każdy z nas ma ojca i matkę. Ma czworo dziadków. Ma ośmioro pradziadków.
Czyli 500 lat temu na świecie musiałoby być ze 100 miliardów ludzi...
Skąd ta różnica?
Po prostu nasi przodkowie byli ze sobą spokrewnieni.
To samo i tu. Synowa jednego urzędnika jest jednocześnie siostrą innego urzędnika. To znacznie redukuje tę przerażającą liczbę.
Ale, mimo to, jest ich niestety dużo. Bardzo dużo. I Platforma Obywatelska może sobie i chcieć walczyć z biurokracją – ale jej elektorat chce, by urzędników było jak najwięcej. Bo siostrzeniec skończył studia i jemu też „należy się" jakaś posada.
Więc PO tworzy nowe posady i tworzy...
Naprzeciwko tej ośmiornicy stoją zwykli ludzie. Oni nie chcą żadnych posad. Nie chcą być urzędnikami. Nie chcą za to na nich płacić – i nie chcą, by ci urzędnicy wtrącali się im w sprawy prywatne i businessowe. Chcą po prostu wziąć swoje sprawy w swoje ręce.
Sami zdecydować, czy przypiąć się pasami do siedzenia w samochodzie, sami zdecydować, czy się ubezpieczą i w jakiej firmie, sami zdecydować czy dziecko idzie do szkoły – i do jakiej; a także: czego w tej szkole będzie się ono uczyć.
Krotko pisząc: jest to walka między właścicielami niewolników – a ludźmi, którzy niewolnikami być nie chcą.
A między nimi jest ogromna rzesza niewolników, którzy nie są pewni, czy chcą być niewolnikami – czy nie. Niby chcieliby być wolni – ale z drugiej strony boją się odpowiedzialności. Wybiorą szkołę dla dziecka – a kto wie, czy to będzie dobra szkoła? Państwo nie wyda przepisów o handlu grzybami – i żona pójdzie na bazar i potem ugotuje zupkę na muchomorkach...
Straszne...
A właściciele niewolników straszą. Bo Wolność jest STRASZNA. A w niewoli – wiadomo: właściciel niewolnika ma obowiązek i pracę mu zapewnić, i mieszkanie, i odzienie – i wyżywienie do końca życia.
No tak – rozumuje kandydat na nie-niewolnika – gdybym odkładał pieniądze zamiast płacić składkę emerytalną – to miałbym „emeryturę" trzy razy wyższą. Ale skąd ja wiem, czy tych pieniędzy nie wydam? Nie przepiję? Nie przegram na ruletce? Nie pożyczę nieuczciwemu znajomemu?
Znacznie bezpieczniej jest uwierzyć Panu.
A Panowie zacierają ręce. Bo w ich rękach zostaje przecież 2/3 sum wpłacanych jako „składki emerytalne".
Na przykład.
W największym skrócie: głosując w wyborach do sejmików wojewódzkich na PO, PiS, PSL, SLD itd. - głosuje się za lepszym – bgłosowanieyć może Panem.
A głosowanie na Kongres Nowej Prawicy to głosowanie za likwidacją ustroju niewolniczego.
Czyli po prostu kontr-rewolucja.
Tylko młodzi ludzie gotowi są głosować za obaleniem ustroju niewolniczego – starsi na ogół już przywykli do tego, że jest Pan. I chcą tylko mieć lepszego Pana.
Cóż: Adam Mickiewicz pisał o nich tak:
Mówią, że Lapończycy na zimy miesiące,
Zwykli sobie z gwiazd jedną obierać za Słońce.
Gdy widzą, że obrana źle grzeje i świeci
Idą od niej do drugiej, od drugiej do trzeciej -
I tak ciągną sejmiki aż do zimy końca
Nie mogąc się pogodzić na obranie Słońca.
Więc jak ktoś chce nadal się w to bawić...
Jak to był napisał śp. Cyryl N. Parkinson: „Gdy głupota zderzy się z głupotą w starciu frontalnym, jest szansa, że zwycięży rozsądek". Coś takiego zdarzyło się właśnie w Zjednoczonym Królestwie.
Jak donoszą światowe media – „Wirtualna Polska" z błędem ortograficznym - „Brytyjskie feministki muszą wypić piwo, którego same sobie naważyły. Niedzielna gazeta "Mail on Sunday" - a za nią inne media - twierdzą, że koszulki sprzedawane w celu zbierania funduszy na ruch feministyczny to owoc półniewolniczej pracy kobiet z Mauritiusa na Oceanie Indyjskim."
Ludzie patrzą – a nie widzą. Czytają – i nie rozumieją.
W sobotę odbył się w Warszawie Marsz Wolności i Suwerenności – mający upamiętnić rocznicę ogłoszenia przez Radę Regencyjną (7-X-1918) suwerenności Królestwa Polskiego.
Proszę sobie wyobrazić, że między powiatem Środa Wielkopolska, a powiatem śremskim trwa jakiś spór o miedzę. Ot jeden powiat chce postawić młyn nad graniczną rzeką - a drugi mówi, że nie wolno jej tego zrobić bez zgody właściciela drugiego brzegu rzeki.
Słowa te piszę lecąc sobie spokojniutko nad Kaliszem, Środą Wielkopolską, Gorzowem (wcale nie „wielkopolskim") do stolicy naszego państwa, Brukseli.
Siedzę sobie właśnie na sali tzw.Parlamentu Europejskiego. A właściwie na jednej z dziesiątek sal. W tej akurat posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych – zwanej pieszczotliwie AFET (AFfaires Etrangeres – jakby się kto głupio pytał).
Zawsze mówiłem, że ci unio-posłowie to straszne głąby. Jednak dopiero tu, na miejscu, widać: JAK straszne.
18 września ma rozstrzygnąć się sprawa demontażu Wielkiej Brytanii. Nacjonaliści szkoccy ostro atakują: jeszcze parę lat temu za niepodległością Krainy Ostu opowiadało się ok. 30% Szkotów – według ostatnich sondaży zwolennicy wyjścia ze Zjednoczonego Królestwa mają nawet niewielką większość.
Za moich czasów mężczyzn uczono, że mają bronić kobiet i dzieci. Do głowy mi nie przyszło, że na starość mi przyjdzie być bronionym przez kobiety!
Parę minut temu stałem sobie pod prysznicem. W hotelu – bo jestem właśnie w rozjazdach po Polsce. Radośnie się pluskając w bardzo ciepłej wodzie uświadomiłem sobie, że – tak na oko – stoję pod tym prysznicem ze dwa razy dłużej, niż zazwyczaj robię to w domu.
To śp. Tytus M. Plautus, rzymski komediopisarz, powiedział: „Quem di diligunt, adolescens moritur". Śp. Fryderyk Nietzsche dodał: „...ale później żyją wiecznie w ich towarzystwie". My podobno jesteśmy chrześcijanami, też wierzącymi w Życie w Lepszym (wielu zapewne w Gorszym...) Świecie – więc skąd u nas taka absolutyzacja przeżycia na tym?
Czytam w „Głosie Wielkopolskim", że „27-latek miał w niedzielę zawał serca podczas zawodów w Pile. Zmarł w szpitalu. Trzy tygodnie wcześniej zasłabł w Poznaniu. Coraz częściej w zawodach biorą udział osoby, które nie badają się i nie przygotowują do nich".
No, dobrze – ale to przecież ich sprawa? „Chcącemu nie dzieje się krzywda"!
Nie. W socjalizmie to sprawa społeczna (jak mówią klasycy: „Gdy ktoś chce nas zniewolić, to zaczyna od wmawiania nam, że nasze prywatne problemy to sprawa społeczna"...) P. dr Stefan Ożegowski mówi „Głosowi":
„Dopiero po badaniach i rozmowie ze sportowcem możemy jednoznacznie stwierdzić, która osoba nie powinna brać udział w biegach maratońskich i zawodach triathlonowych" - i ostrzega, że taki wysiłek nie jest bez znaczenia, nawet dla zdrowych i młodych organizmów.
Pewnie, że nie jest. Jednak cywilizacja europejska była oparta o zasadę: „Co cię nie zabije – to cię wzmocni". I, rzeczywiście: raz na jakiś czas ktoś tego nie przeżywa – ale za to wszyscy inni są wzmocnieni!!
I to się liczy.
Ale czytamy dalej: „To pierwsza tragedia, która zdarzyła się na trasie ekstremalnych biegów lub triathlonów. Prawie zawsze przyczyną są problemu kardiologiczne. Tak było też dwa lata temu, podczas poznańskiego maratonu. Wtedy na trasie zmarł jeden z biegaczy. Był to 35-latek, który miał atak serca. Właśnie ze względu na jego śmierć, organizatorzy zawodów proponują zawodnikom bezpłatne badania. - To właśnie ze względu na tę tragedię postanowiliśmy, że każdy z uczestników, będzie mógł bezpłatnie skorzystać z badania kardiologicznego i zrobić sobie EKG - mówi Monika Prendke z biura prasowego poznańskiego maratonu. Od tego czasu każdy uczestnik w chwili, gdy otrzymuje numer startowy może również za darmo przebadać się w Centrum chorób serca i układu krążenia "I-Kar" w Poznaniu. A to - jak mówi Stefan Ożegowski, ordynator oddziału kardiologii z Centrum "I-Kar" - może uchronić przed tragedią".
Organizatorzy zachowują spokój: „Działamy w granicach prawa. Nie możemy nikogo zmusić do wykonywania badań - wyjaśnia i dodaje: - Żeby wziąć udział w zawodach trzeba wpłacić wpisowe i podpisać zaświadczenie, że jest się zdrowym. Zawodnik musi być pełnoletni. To on bierze za siebie odpowiedzialność. Tak właśnie było podczas niedzielnego triathlonu. - Przed rozpoczęciem zawodów wszyscy zawodnicy wypełnili i podpisali oświadczenie, dotyczące braku przeciwwskazań do ich udziału w rywalizacji". I to jest to. Na szczęście nikt nie żąda, by takie badania były obowiązkowe.
Co ciekawe: tego samego dnia kończyła się Olimpiada Szachowa. Napisałem o niej: „Często wielcy entuzjaści szachów, nie mający szans na reprezentowanie swojego państwa, wyjeżdżają do innego kraju, gdzie ze swoim poziomem gry wręcz błyszczą. Takim entuzjastą był urodzony w Szwajcarii p. Kurt Meier, który wybrał Seszele. I ostatniego dnia podczas partii z p. Alanem Patience Niybizi z Rwandy - zasłabł. Czym prędzej przyniesiono defibrylator (część graczy - myśląc, że to terroryści wbiegają z bronią - padła na podłogę!), ale na próżno: 67-letni p. Meier zmarł"
Czyli: szachy są równie niebezpieczne, jak triathlon?
Nie, nie „równie". Bo tego samego dnia na olimpiadzie w Tromsø zmarł jeszcze drugi zawodnik – tym razem z Uzbekistanu!
Na niejakie szczęście tam też nikt nie proponuje, by zezwolenia na tak niebezpieczną dla zdrowia grę jak szachy, wydawali kardiolodzy...
http://korwin-mikke