Menu
A+ A A-

Ta podstawowa różnica...

Williams Hywel, Państwo to ja - książka przedstawiająca ponad pięćdziesięciu najsłynniejszych władców w dziejach - faraonów, królów, carów i cesarzy. Williams Hywel, Państwo to ja - książka przedstawiająca ponad pięćdziesięciu najsłynniejszych władców w dziejach - faraonów, królów, carów i cesarzy.

Jak pisałem przed tygodniem, Wielkopolska była pod okupacją Niemiec- czyli państwa należącego jednak do kultury Zachodu (z pewnymi naleciałościami bizantyńskimi) – a Kongresówka pod okupacją Rosjan, czyli ludzi z kręgu jawnie wschodniego.

Oznacza to, że w sprawach państwa w tych dwóch częściach Polski wytworzyło się zasadniczo odmienne rozumienie pojęcia „państwo".
Na Zachodzie mieliśmy L'Etat, the State czy Staat – zwłaszcza Rechtsstaat, czyli Państwo Prawa. Na Wschodzie zaś było Gosudarstwo.
Otóż, jak to pisałem pół roku temu (w dzienniku z zaboru austriackiego...), zarówno "state", jak i "gosudarstwo" tłumaczymy przez "państwo". Są to jednak zupełnie inne koncepcje.
Według wschodniej w "gosudarstwie" jest, ma się rozumieć, Gospodarz. Taki car, Kaczyński, Łukaszenka, Stalin, czy Tusk. Gospodarz rządzi całym gospodarstwem, decyduje, co kupić, jakie płody sprzedać, w co zainwestować. Gdy parobkowi coś się stanie, dobry Gospodarz mówi: "Janie, weźcie bryczkę i zawieźcie Grzdylaka do doktora" - i za tego lekarza, oczywiście, płaci. Gdy Grzdylak przepił pieniądze na ziarno, Gospodarz udzielał mu pożyczki, Gospodarz upominał żonę Grzdylaka, by dobrze opiekowała się dziećmi – i, oczywiście, światły Gospodarz utrzymywał nauczyciela, który kształcił fornalskie dzieciaki.
Gospodarz zajmował się całą gospodarką. Jak był dobry, to go chwalono...
Zupełnie inna jest koncepcja zachodnia.
Przede wszystkim: "state" (w Anglii: Korona) zajmuje się tylko sprawami ogólnymi. Owszem "state" ma na własność np. koszary, budynki policji i kilka budynków administracji – ale cała reszta terytorium, które okupuje "state", może należeć do osób prywatnych, niekoniecznie nawet do własnych poddanych czy "obywateli". "The state" ma tylko nad tym władczy nadzór. Gdy Smith skaleczy się w nogę, "the state" w ogóle to nie interesuje: od leczenia nie jest państwo, tylko lekarz. Od edukacji dzieci Smitha nie jest państwo, tylko właściciel szkoły, od nakarmienia Smitha nie jest państwo, tylko knajpiarz, od sądzenia sprawy między Jonesem i Smithem jest (niezależny od państwa!) sędzia, od pożyczenia Smithowi pieniędzy jest bank.
„The state" w ogóle nie wtrąca się w sprawy między Smithem, a Jonesem. Państwu jest wszystko jedno, czy kilo srebra ma Jones, czy Smith, czy może podzielili go po połowie. Ten kilogram srebra dokładnie tak samo nie jest „państwowy" jak kilogram srebra należący do p. Pi-Yam Sake z Nagasaki! Oczywiście: „the state" może ten kilogram srebra Smithowi siłą odebrać – ale (pomijając koszt wyprawy do Nagasaki...) woli obrabować p. Pi-Yam Sake, niż Smitha!!!
I bardzo często państwa dawniej tak robiły.
W "state" nie ma też "gospodarki", istnieje tylko "ekonomia", która nie zajmuje się pouczaniem, jak gospodarzyć, tylko opisywaniem, jak produkują, kupują, sprzedają i konsumują Smithowie i Jonesowie. Dokładnie tak, jak myrmekologia nie zajmuje się urządzaniem mrowisk, tylko opisywaniem, jak mrówki swoje mrowiska budują.
Proszę zauważyć, że wschodni sposób pojmowania państwa opanował nie tylko Wielkopolskę, ale całą Europę Zachodnią i pól Ameryki! Cała nasza kultura i cywilizacja zostały zniszczone – przez ten zalew orientalizmu.
I nie jestem pewien, czy kiedykolwiek się podniesie.
http://korwin-mikke.pl

{jumi [*9]}

Więcej w tej kategorii: « Wielkie Głupstwa W autonomia? Tak!! »
Powrót na górę

Mapa strony

Biznesciti.com

O biznesie

Przydatne linki

O nas